Recenzja filmu

Mój dług (2022)
Denis Delić
Bogusław Job
Bartosz Sak
Piotr Stramowski

Dług na kredyt

Okazuje się, że na podstawie dokładnie tej samej historii można nakręcić jeden z najbardziej wstrząsających i poruszających sumienia filmów w całej polskiej kinematografii, a także dzieło, które
Dług na kredyt
Po 22 latach od premiery legendarnego "Długu" Krzysztofa Krauzego polscy filmowcy powrócili do historii szantażowanych biznesmenów, którzy, doprowadzeni do ostateczności, decydują się na morderstwo. Dramat Sławomira Sikory, którego autentyczne doświadczenia posłużyły jako kanwa dla scenariusza filmu z lat 90., nie zakończył się w momencie, w którym pojawiają się napisy końcowe "Długu". I właśnie temu, co działo się później, poświęcony jest film Denisa Delicia i Bogusława Joba. Pytanie tylko, czy ta historia domaga się uzupełnienia.


Sikora dostał za zamordowanie szantażysty 25 lat więzienia. Akcja "Mojego długu" rozpoczyna się w momencie, gdy trafia do celi pełnej brutalnych przestępców. Delić i Job wykorzystują klasyczne tropy rodzimego kina więziennego, na czele z takimi filmami jak "Symetria" Konrada Niewolskiego czy "Proceder" braci Węgrzyn. Bohater jest więc zmuszony do przeciwstawienia się bezmyślnej agresji i psychicznemu terrorowi współwięźniów. Pojawia się grypsera, skorumpowani strażnicy, bijatyki, próby dominacji i wywalczenia skrawka wewnętrznej wolności. Ale Delić i Job nie są w stanie nawet podążać wydeptanymi ścieżkami gatunku. Cały zestaw chwytów prison movies wyczerpują w trzech pierwszych scenach, a potem z wyznaczników gatunkowych pozostaje tylko miejsce akcji.

Wydawać by się mogło, że będzie to zaleta "Mojego długu". Znając bowiem historię Sikory, można było liczyć na coś więcej niż na konwencjonalną opowieść o trudach życia więziennego. Niestety, tak się nie dzieje. Ciężko w ogóle powiedzieć, co było dla twórców w tej opowieści najważniejsze – co sprawiło, że zabrali się za ten projekt. Fabuła jest wyprana z jakichkolwiek kontekstów, które stanowiły o sile "Długu". Nie dowiadujemy się niczego o marzeniach i życiowych planach Sikory oraz jego biznesowego partnera. Nie istnieją problemy transformującej się Polski, nie została należycie zaznaczona słabość władzy i policji. Nie ma też nawet cienia immanentnego zła, którego emanacją był u Krauzego Gerard. Delić i Job całkowicie pomijają rozważania o grzechu, winie i karze. Nie ma śladu refleksji moralnej, społecznej ani prawnej, nie mówiąc o metafizycznej. Nie ma więc na czym oprzeć jakiejkolwiek dramaturgii losów Sikory.


Sam bohater również nie wywołuje emocji: ani współczucia, ani złości, w czym nie brakuje winy odtwórcy głównej roli, Bartosza Saka. Aktor nie gra ciałem, ma niemal nieruchomą twarz, która niczego nie wyraża – trudno to jednak nazwać aktorską strategią przedstawienia zobojętnienia czy apatii, ponieważ tych uczuć również nie przekazuje. Postać jest całkowicie przeźroczysta, pozbawiona wyrazu i przekazu. Nie wiadomo, jakie są jego cele, emocje, myśli. Z jednej strony, wydaje się pogodzony z własnym losem, bo, jak mówi, zmierza spłacić tytułowy dług. Z drugiej jednak, w pewnym momencie sprzeniewierza się własnym słowom i zaczyna działać, by od spłaty się wywinąć. A podobnych scenariuszowych niekonsekwencji jest o wiele więcej. Nie brakuje również postaci, których obecność na ekranie jest zbędna, a perypetie niejasne. Mam przede wszystkim na myśli Hektora, kolegę Sikory spod celi, granego przez Piotra Stramowskiego

W swoim czasie dużo się pisało o zbiórce podpisów pod petycją domagającą się ułaskawienia Sikory. Swoją rolę odegrał tu również film Krauzego, o którym zresztą u Delicia i Joba się mówi. Mimo to twórcy nie uczynili z kampanii na rzecz uwolnienia bohatera osi filmu. Sprawa bez żadnego uprzedzenia, nagle, pojawia się pod sam koniec filmu, by bez żadnych przeszkód w trzech scenach zostać pomyślnie zakończona i domknąć akcję. Nie ma nawet cienia niepewności, czy inicjatywa zakończy się pomyślnie, ani jednego zwrotu akcji, choćby naskórkowego napięcia, które ożywiłoby akcję i sprawiło, że widzowie zaangażują się w to, co widzą na ekranie. 

Zresztą nie wiadomo nawet, co jest główną linią fabularną. Film zaczyna się, gdy Sikora trafia do więzienia. Potem twórcy cofają się do przeszłości, do chwili morderstwa. Ale dopiero mniej więcej w połowie filmu osoby, które nie znają historii i nie oglądały "Długu", dowiadują się, dlaczego mężczyźni brutalnie zamordowali Grega. Chwilę później akcja przenosi się na salę sądową, potem do szpitala psychiatrycznego, znowu do więzienia (ale całkiem innej celi, co pozostaje bez jakiegokolwiek uzasadnienia i komentarza) – i tak bez końca: w przeszłość, przyszłość i jeszcze raz, i jeszcze raz. Twórcy żonglują czasem i przestrzenią tak intensywnie, że nie da się ustalić, kiedy następuje jakieś "teraz", organizujące oś dramaturgiczną.


Z dramaturgią jest również taki problem, że Sikorze, na dobrą sprawę, nie dzieje się przez większą część filmu większa krzywda. Prócz pierwszej sceny, w której atakują go współwięźniowie. Potem wszystko układa się po jego myśli. Szybko zjednuje sobie "kolegów" spod celi, nawiązuje przyjaźnie, dostaje najlepszą fuchę – zaczyna pracować w kuchni, a nawet dekoruje więzienie na święta Bożego Narodzenia. Oczywiście, można założyć, że samo przebywanie w zamknięciu jest wystarczającą traumą – trudno się nie zgodzić. Problem w tym, że twórcy nawet nie zadbali o to, by w odpowiedni sposób uwypuklić położenie Sikory, które pchnęło go do dramatycznej decyzji o zabójstwie. Twórcom nie udało się przekazać poziomu niesprawiedliwości, jaka dotknęła bohatera, przez co dramat uwięzienia nie wybrzmiewa z odpowiednią mocą. Kto nie zna "Długu", nie będzie świadom stopnia terroru, jakiego doświadczył. U Delicia i Joba pojawia się bodaj jedna scena, w której Greg szantażuje biznesmenów. To za mało, by w odpowiedni sposób zadziałać na sumienia i układ nerwowy widzów. Można odnieść wrażenie, że wszystko odbywa się tu, nomen omen, na kredyt – gdyby nie znajomość "Długu" akcja byłaby dla widzów całkowicie nieczytelna. 

Okazuje się więc, że na podstawie dokładnie tej samej historii można nakręcić jeden z najbardziej wstrząsających i poruszających sumienia filmów w całej polskiej kinematografii, a także dzieło, które nie jest w stanie wzbudzić jakichkolwiek emocji. Na dodatek dzieło, które niczego nie dopowiada, nic nie problematyzuje, nie weryfikuje, w żaden sposób nie poszerza wiedzy, ani o autentycznych postaciach, ani fikcji Krauzego. "Mój dług" jest przykładem filmem, którego racja bytu jest zwyczajnie wątpliwa. 
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones